"Demony prędkości i lodu" - saneczkarstwo lodowe. : MKS "Karkonosze" Sporty Zimowe

"Demony prędkości i lodu" - saneczkarstwo lodowe.

05.02.2012

Demony prędkości i lodu -	saneczkarstwo lodowe.

 "Godziny wylewania siódmych potów na siłowni, długie marsze w wysokich górach, siniaki, obtarcia i treningi mentalne. Wszystko by ze śmiertelną prędkością przemknąć przed publiką i zniknąć za wirażem. To co wydaje się wszystkim dziecinną zabawą, w rzeczywistości jest sportem dla ludzi o stalowych nerwach i perfekcyjnej kondycji.

Każdy kto oglądał na żywo lub w telewizji saneczkarstwo z pewnością nie pomyślał o treningu, jaki muszą przejść zawodnicy, zanim wskoczą do lodowej rynny i z prędkością 130 km/godz pomkną w dół. Wielu wydaje się, że to jak zjazd na zjeżdżalni, który nie wymaga specjalnego przygotowania. Nic bardziej mylnego. Saneczkarze przechodzą wyczerpujący, twardy trening. Wypracowana siła, moc i prędkość mają "wybuchnąć" w momencie startu. Potem liczy się już tylko twarda psychika, spokój i opanowanie.

Siła mięśni i umysłu

- Trening saneczkarza to trening kompleksowy. Jak większość dyscyplin mamy swój trening podzielony na okresy. Zaczynamy od okresu przygotowawczego, gdzie budujemy bazę tlenową, czyli po prostu zwiedzamy nasze góry wzdłuż i wszerz. Tam ładujemy akumulatory na pozostałą część przygotowań. Potem przychodzi trening siły i trening ukierunkowany, czyli imitacja na sankorolkach plus trening mentalny, który pełni niezwykle istotną rolę. Powoli zbliżamy się wówczas do okresu startowego gdzie trzeba przygotować moc - opisuje w skrócie cały proces przygotowań Tomasz Koćmierowski, nauczyciel w Szkole Mistrzostwa Sportowego w Karpaczu i trener młodej reprezentację Polski, która walczyła ostatnio o olimpijskie medale podczas Pierwszych Zimowych Młodzieżowych Igrzysk Olimpijskich w Innsbrucku.

Każdy z tych okresów nie pozostawia zawodnikom chwili na wytchnienie. Na siłowni ćwiczą wszystkie partie mięśniowe. - Bardzo potrzebny jest mocny tors, siła ramion i nóg. Te partie decydują o elemencie startu - podkreśla szkoleniowiec.

Cała mozolna praca z ciężarami zostaje wykorzystana w jednym momencie. - Sanki to dyscyplina gdzie potrzebna jest duża moc rozwinięta w krótkim czasie. Element startu jest tu decydujący. To on wyznacza prędkość początkową, a im ona większa, tym szybciej sanki jadą do mety. Podsumowując można powiedzieć, że na starcie zawodnik musi być niesamowicie szybki i silny, a potem musi łagodnie i miękko dojechać do mety - opisuje obrazowo selekcjoner młodej kadry.
Kiedy zawodnicy są już wystarczająco przygotowani fizycznie przychodzi czas na trening mentalny. Podobnie przygotowują się narciarze alpejscy. Lindsey Vonn podkreślała swojego czasu jak ważne przed startem, jest przejechanie we własnej głowie całej trasy. Świadomość jak zaatakuje się każdą tyczkę, kiedy nastąpi skok, kiedy lepiej wąsko wejść w wiraż, a kiedy więcej korzyści przyniesie jazda po zewnętrznej krawędzi. Identycznie muszą przygotowywać się saneczkarze, bo przy prędkości, jaką osiągają każdy błąd może ich słono kosztować.

Zawodnik wyobraża więc sobie tor z wszystkimi wirażami i najważniejszymi elementami ślizgu, które musi wykonać podczas przejazdu. Wykonuje w głowie start, "wiosła" (rozpędzanie rękami - przyp. red.), kładzie się i jedzie. Musi dobrze wiedzieć co robi na wejściu, w środku i na wyjściu z każdego wirażu. - Można to także ćwiczyć ze stoperem - mówi Tomasz Koćmierowski - Jeśli zawodnik ma określony czas na danym torze i w mentalnym treningu przejedzie trasę w zbliżonym czasie, można powiedzieć, że wszystko prawidłowo zostało wykonane. Jeśli w głowie powstanie pomysł na ślizg, to potem łatwiej o jego dobre wykonanie.

Jak płaci się za popełniane błędy? Najmniejszy wymiar kary to liczne siniaki. Kiedy zawodnik źle wejdzie w wiraż, na kolejnej prostej, niczym piłka będzie odbijał się od ścian, uderzając o lód ramionami. Przy prędkości 130 km na godzinę nie są to z pewnością delikatne zderzenia. - Tor nie wybacza błędów. Zazwyczaj kończy się to mocnymi stłuczeniami i siniakami, ale są też poważniejsze kontuzje, jak złamanie nogi, czy ręki - mówi trener młodej kadry.

Przy takich wymaganiach jeśli chodzi o siłę fizyczną i mocną psychikę, staje się oczywistym, że saneczkarstwo to nie zabawa, a sport dla naprawdę twardych i odpornych ludzi. W kategorii seniorów, nie znajdziemy na torach "ułamków". Dominują zawodnicy wysocy, ważący pomiędzy 80, a 90 kg, którzy mają długie kończyny. - To jest dodatkowa pomoc w momencie startu. Jeśli założymy, że poziom sportowy i umiejętności techniczne są zbliżone, to zazwyczaj zawodnicy dysponujący dobrymi warunkami fizycznymi mają przewagę, bo mogą być minimalnie szybsi na początku trasy - tłumaczy szkoleniowiec z Karpacza.Bez toru, ale z najlepszymi

W naszym kraju saneczkarstwo nie jest bardzo popularną dyscypliną, ale nie brakuje chętnych, którzy lubią mocny zastrzyk adrenaliny. Jedynym problemem, który tyczy się również kilku innych dyscyplin zimowych, jest brak infrastruktury. W Polsce po prostu nie ma toru. - Mieliśmy nadzieję, że powstanie on w Krynicy Górskiej, bo sprawa była już zaawansowana. Był gotowy projekt, wykonano wstępne prace budowlane. Niestety inwestycja została zablokowana i nikt nie chce zrobić czegoś w tym kierunku, żeby tor jednak powstał. Teraz raczej mówi się, że gmina Krynica wycofa się z tej inwestycji - mówi Tomasz Koćmierowski.

Kiedy wizja profesjonalnego toru w Krynicy zaczęła się oddalać, rozpoczęto rozmowy w innych miejscach. Problem jest jednak taki, że każda gmina oraz samorząd obawia się, że nie poradzi sobie z utrzymaniem takiego obiektu. Tymczasem na świecie są sposoby na utrzymywanie saneczkarskiej infrastruktury. Chodzi oczywiście o wykorzystanie turystów, którzy chcą jeździć po takich torach, czy to w bobslejach, czy tzw. pontonach, bo daje to dużo adrenaliny i wrażeń. Ludzie w wielu miejscach Europy oraz w innych zakątkach świata płacą ciężkie pieniądze za tego typu atrakcje. To pokazuje, że wystarcza dobra polityka dyrektora toru i jest szansa, że będzie on san na siebie zarabiał.

- W momencie kiedy powstałby obiekt w Polsce, automatycznie dyscypliny związane ze sportami saneczkarsko bobslejowymi zaczęły by żyć. Młodzież na pewno garnęłaby się do tego sportu, z tego względu, że obiekt z prawdziwego zdarzenia zawsze powoduje przyciąganie młodych ludzi do uprawiania danej dyscypliny. Uważam, że jako nacja mamy duże predyspozycje do tego sportu. Mniej trenujemy niż najsilniejsze kadry na świecie, a zawsze zdarza się jakiś przebłysk, który sprawia, że potrafimy uzyskać na zawodach dobre, jak na nasze możliwości rezultaty - twierdzi przedstawiciel szkoły z Karpacza.

Póki co Biało-Czerwoni muszą radzić sobie na inne sposoby. - Nasza kadra od wielu lat współpracuje z najlepszymi saneczkarzami na świcie, czyli federacją niemiecką. Trenujemy jako seniorzy i jako juniorzy z ich kadrą, głównie na ich obiektach. Mają cztery własne tory: w Oberhofie, Koenigssee, Wintenbergu i Waltenbergu. Tam właśnie szkoli się nasza młodzież, ale dobrze przygotowany do sezonu startowego junior potrzebuje wykonać od 150 do 200 ślizgów. Oficjalna cena jednego ślizgu na torach na zachodzie to 24 euro. Dlatego nie stać nas na pełne przygotowania. Nie możemy też jednak narzekać, bo dostajemy na tyle pieniędzy, że możemy prowadzić cykl treningowy. Wiadomo, że zawsze chciałoby się lepiej, ale cieszymy się z możliwości które mamy - zapewnia Tomasz Koćmierowski.

Prosta recepta na sukces

Jak w każdym sporcie spektakularny sukces mógłby pomóc w rozwoju dyscypliny i przyspieszyć decyzję o budowie toru. Na ostatnich igrzyskach olimpijskich w Vancouver Ewelina Staszulonek, absolwentka szkoły mistrzostwa sportowego w Karpaczu, szkolona potem w kadrach narodowych, osiągnęła życiowy sukces, zajmując ósme miejsce. - Wtedy dużo i dobrze mówiło się o sankach w Polsce, od razu podkreślano, że jest zapotrzebowanie na obiekt z prawdziwego zdarzenia - mówi selekcjoner młodej kadry.

- Mam nadzieję, że wcześniej czy później dojdzie do budowy toru w Polsce z tego względu, że międzynarodowe federacje dbają o kraje, które budują nowe obiekty i od razu jest duża szansa na uzyskanie dużych imprez, jak Puchar Świata, czy młodzieżowe igrzyska, a ewentualnie mistrzostwa świata w następnych etapach - zapewnia Tomasz Koćmierowski.

Do budowania przyszłości potrzebna jest jednak również młodzież, która będzie chciała poświęcić godziny na żmudny trening. Szkoleniowiec z Karpacza uważa, że jest jeden, poważny argument, który może zachęcić młodych ludzi do rozpoczęcia przygody ze sportem. - W Innsbrucku zakończyły się właśnie Pierwsze Zimowe Młodzieżowe Igrzyska Olimpijskie. Jest to impreza, która powinna przyciągnąć młodych ludzi do uprawiania sportów zimowych. Choć to wiele lat wyrzeczeń i ciężkiego treningu, teraz młodzi zawodnicy z roczników 98, 99 mają realne szanse na olimpijski debiut. Wiemy już bowiem, że impreza ta będzie odbywać się cyklicznie, a za cztery lata zawita do Lillehammer, gdzie rywalizacja saneczkarzy będzie toczyć się na torze olimpijskim.

Sportowcy kiedy kończą 18 lat często są doskonałej formie, ale już zaczynają się u nich rozterki, czy iść na studia, czy jeszcze uprawiać sport. Tymczasem udział w imprezie tej rangi może być wspaniałym zastrzykiem energii. - Jeśli zrobimy dobrą selekcję i damy tym młodym ludziom odpowiednio się przygotować, to jest szansa, że będziemy robić postępy i wyniki będą coraz lepsze - kończy nauczyciel i trener saneczkarstwa ze szkoły mistrzostwa sportowego w Karpaczu."

Autor: Kajetan CyganikŹródło: Onet Sport


Autor : Kajetan Cyganik Źródło: Onet Sport
‹ zobacz wszystkie aktualności